Kreacja, wizualizacja, image. W wielkim skrócie coś, co ma przedstawiać danego osobnika/osobniczkę w taki sposób, aby oznajmić wszystkim dookoła jej styl życia, sposób spędzania wolnego czasu, zainteresowania, przynależność do subkultury, wyznawany styl muzyczny…ale również status społeczny i majątkowy. Te pierwsze – zazwyczaj w przypadku osobników młodszych i będących na utrzymaniu rodziców, te po „również” – w przypadku rodziców albo starszej młodzieży. W każdym przypadku ma na celu przyciąganie osobników o podobnym sposobie bycia, tudzież należących do tej samej kasty społecznej.
IMAGE vel. IMIDŻ - z jednej strony ma on służyć ODRÓŻNIENIU się od reszty osobników, a z drugiej – ma pokazać PRZYNALEŻNOŚĆ do określonej grupy. Czyli de facto odróżniamy się poprzez umundurowanie i staramy się uzewnętrznić swoją niezależność poprzez narzucenie sobie pewnego określonego, ugruntowanego i schematycznego stylu, który zastaliśmy w momencie jego szukania.
O ile atrybuty tegoż munduru mają jakiś sens w przypadku przebywania ze zwykłym, szaro-bezbarwnym tłumem – bo wtedy nadają pewnego indywidualizmu, to wystarczy zerknąć na relację z jakiejś „branżowej” imprezy masowej, aby zrozumieć jaki banał tkwi w takim pojmowaniu indywidualizmu. Bo oto nagle widzimy 30 000 buntowników indywidualistów ubranych TAK SAMO, uczesanych TAK SAMO, w TAKICH SAMYCH koszulkach, słuchających TAKIEJ SAMEJ muzyki, pijących TAKI SAM napój…itd. A więc…nagle okazuje się, że atrybuty „niepowtarzalnego stylu” zamieniają się w UNIFORMIZM.
Przychodzą mi do głowy takie wnioski: człowiek to stadne indywiduum, które chce się koniecznie wyodrębnić z szarego tłumu po to, aby zostać dopuszczonym do zabarwionego na ulubiony kolor stada.
IMAGE vel. IMIDŻ - z jednej strony ma on służyć ODRÓŻNIENIU się od reszty osobników, a z drugiej – ma pokazać PRZYNALEŻNOŚĆ do określonej grupy. Czyli de facto odróżniamy się poprzez umundurowanie i staramy się uzewnętrznić swoją niezależność poprzez narzucenie sobie pewnego określonego, ugruntowanego i schematycznego stylu, który zastaliśmy w momencie jego szukania.
O ile atrybuty tegoż munduru mają jakiś sens w przypadku przebywania ze zwykłym, szaro-bezbarwnym tłumem – bo wtedy nadają pewnego indywidualizmu, to wystarczy zerknąć na relację z jakiejś „branżowej” imprezy masowej, aby zrozumieć jaki banał tkwi w takim pojmowaniu indywidualizmu. Bo oto nagle widzimy 30 000 buntowników indywidualistów ubranych TAK SAMO, uczesanych TAK SAMO, w TAKICH SAMYCH koszulkach, słuchających TAKIEJ SAMEJ muzyki, pijących TAKI SAM napój…itd. A więc…nagle okazuje się, że atrybuty „niepowtarzalnego stylu” zamieniają się w UNIFORMIZM.
Przychodzą mi do głowy takie wnioski: człowiek to stadne indywiduum, które chce się koniecznie wyodrębnić z szarego tłumu po to, aby zostać dopuszczonym do zabarwionego na ulubiony kolor stada.
Pierwszym przejawem wolności i wybicia się na indywidualność - dłuuugo owoc zakazany w krajach Azji - było farbowanie włosów na przeróżne kolory... byle nie czarny.
OdpowiedzUsuńTacy to dopiero mają przechlapane ;)
Prawdziwych buntowników ciężko... oj ciężko znaleźć.
Kiedyś było się łatwiej buntować:) A pierwszym kobiecym - ścinanie włosów i palenie papierosów. Dlaczego ludzie chcą być inni? Bo inność fascynuje, jest tajemnicza, obca.
OdpowiedzUsuń